wtorek, 16 września 2014

Chapter 4

   



Byłeś moją lekcją, której musiałam się nauczyć
Byłam Twą fortecą, którą musiałeś zburzyć
Ból jest ostrzeżeniem, że coś jest źle
Modlę się do Boga, by to już długo nie trwało
Czy chcesz się wzbić wyżej?

Stałam w kącie uroczego kościółka położonego w malowniczej scenerii zielonych lasów. Wnętrze było przyozdobione milionem białych kwiatów a każdy z gości trzymał w dłoniach pojedynczą różę. To miejsce otaczała niewidoczna aura, wszystko było idealne. Ta drewniana kapliczka znajdowała się po środku jeziora, żeby się tu dostać trzeba było przepłynąć spory kawałek łodziami. Ściskałam z całych sił maleńki bukiecik próbując pohamować łzy cisnące się do moich oczu.  Od powrotu z Nowego Jorku robiłam dobrą minę do złej gry no ale tak naprawdę to sama sobie byłam winna. Nikogo nie mogę winić za własną głupotę. Podniosłam wzrok i ujrzałam Kendalla. Stał wraz z Loganem wyraźnie się denerwując. Na widok blondyna serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Ten uśmiech, te cudowne zielone tęczówki były dla mnie wszystkim. On był dla mnie wszystkim.  Nagle wnętrze wypełniły dźwięki wydobywające się ze starego pianina. Goście wstawali ze swoich miejsc jeden za drugim.  Drzwi wejściowe otworzyły się a do środka weszła dziewczyna cała w bieli. Starszy mężczyzna trzymał ją za rękę prowadząc po dywanie pokrytym płatkami róż. Wyglądała uroczo i z pewnością nie jedna dziewczyna zazdrościła jej urody lecz ja miałam ochotę zedrzeć ten uśmiech z jej twarzy. Każda cząstka mojego ciała nienawidziła tej całej Dorothy. Kendall ... MÓJ KENDALL DO CHOLERY... ujął jej dłoń całując w policzek. Boże nie... to nie działo się naprawdę... Ja...ja zaraz otworzę oczy  i  wybudzę się z tego cholernego koszmaru. Nic takiego się nie stało.
- Czy ty Dorothy Montgomery bierzesz sobie tego oto Kendalla Schmidta za męża i ślubujesz mi miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz go aż do śmierci ?- odparł ksiądz 
- Tak ...
- Czy ty Kendallu Schmidcie bierzesz sobie tą oto Dorothy Mongomery za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuścisz jej aż do śmierci ? - w tym momencie żołądek podskoczył mi do gardła a powietrze zrobiło się cięższe
- Tak - słowa Kendalla niczym nóż ugodziły mnie w sam środek jeszcze bijącego serca... jeszcze gdyż bez mojego blondyna ono umrze
- Tak więc ogłaszam was mężem i żoną - w tym momencie nie wytrzymałam i wybiegłam z kościoła. Łzy płynęły po moich policzkach rozmywając cały makijaż. Wsiadłam do jednej z łodzi błagając młodego chłopaka aby jak najprędzej zabrał mnie na brzeg. Nie mogłam tu zostać, nie mogłam patrzeć jak cały świat wali mi się na głowę. Nie mogłam dopuścić aby On to zobaczył, to był Jego dzień a ja zawsze życzyłam mu jak najlepiej. Zawsze będzie moją jedyną prawdziwą miłością choć nigdy się o tym nie dowie. Jak to mówią ''Show Must Go On'', Santana musisz wziąć się w garść i ponownie stanąć na nogi. Masz wszystko czego zawsze pragnęłaś : Sławę, pieniądze, urodę. Nie jeden mężczyzna marzy aby spędzić z Tobą noc - jakiś głosik w mojej głowie starał się mnie pocieszyć lecz cóż mi z tych wszystkich bogactw skoro nie mam Jego! 
- Jesteśmy - oznajmił chłopak po czym pomógł mi wysiąść z tej pieprzonej łajby.Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu.  Wsiadłam do jedynej taksówki na tym zadupiu modląc się aby nikt mnie nie zauważył. 
- Przepraszam Panią ale jestem wynajęty na wesele Pana Schmidta - warknął mężczyzna 
- Błagam Pana ja muszę się stąd wydostać! - wychrypiałam - zapłacę dwa razy tyle - Drżącymi dłońmi wyciągnęłam portfel z torebki a do moich oczu po raz kolejny napłynęła świeża porcja słonych łez - Proszę - jęknęłam podając mu spory plik banknotów. Taksówkarz ku mojej uldze odpalił silnik. 

                                                                                                 ***
Podeszłam do barku wyciągając butelkę najlepszej whiskey. Nawet nie miałam siły przelewać jej do szklanki tylko ciągnęłam gorzki trunek prosto z gwinta. Skuliłam się w fotelu obserwując jak mój ukochany Londyn płacze wraz ze mną. Na pobliskim stoliku znajdowało się zdjęcie blondyna. Sięgnęłam po nie. Zielone tęczówki przeszyły mnie na wskroś.
- Santana żenię się!!! - w moich uszach zadźwięczał wesoły śmiech Kenda. Wzięłam go wtedy w nasze ulubione miejsce, które zresztą to on odnalazł. Chciałam mu powiedzieć jak bardzo go kocham i jak bardzo żałuję przeprowadzki do tej pieprzonej Ameryki. Nie zdążyłam. Lecz teraz wiedziałam co muszę zrobić. Odwróciłam fotografię kreśląc na szybko kilka słów.

Nie ma już nic do stracenia
Nie ma już się o co starać
Nie ma już miejsc, w których można by się skryć
Naucz się mówić: żegnaj
Kocham cię na zawsze

Przeszłam wolnym krokiem do niewielkiej łazienki. Odkręciłam kurek z wrzącą wodą czekając aż ciecz wypełni wannę. Zrzuciłam sukienkę i weszłam do środka. Przyjemne ciepło przeszło przeze mnie, przymknęłam powieki rozkoszując się  tą chwilą. Ułożyłam wygodnie głowę na białym ręczniku przypominając sobie wszystkie cudowne noce spędzone z ukochanym. Bez niego całe moje życie nie ma sensu, moja dusza umarła a serce przestało bić. Nie chcę być rośliną, która bez swojego słońca usycha. Wzięłam głęboki oddech. Między moimi palcami zalśniło maleńkie ostrze. Przyłożyłam je do prawego nadgarstka, Nagle okropny ból przeszył moje ciało. Żyletka wypadła mi z ręki,,,
Mój płacz...
Twój krzyk...
Ciemność....

6 komentarzy:

  1. To jest genialne i ty o tym w głębi duszy wiesz o tym. Miło było dostać od ciebie przedwcześnie kilka fragmentów, a teraz widzę, że razem ti tworzy coś pięknego ;) Żal mi Santany. Ona nie może umrzeć. Muszę się dowiedzieć co będzie dalej, więc szybko pisz kolejny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwala mnie brzmienie pierwszego zdania w moim komie, ale zmęczona już jestem :)

      Usuń
  2. No nie wierze nie wierze jak tak mogłeś. Foch forever jak bd z nią źle. Czekam na nn:*

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaaaaaa! Mega! Uczestniczyć w ślubie swojego ukochanego i słuchać gdy mówi "tak" innej kobiecie musiało być dla Santany naprawdę okropne. Musiała go naprawdę kochać, że aż zrobiła coś takiego... Tak mi jej szkoda. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Kendall ją uratuje, że wyciągnie ją z tej wanny i zawiezie do szpitala. Szykuje się rozwód?? Dorothy ledwo zmieni nazwisko, a już będzie je nienawidziła z całych sił?? Ciekawie...
    Santana nie może umrzeć!
    Świetny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo łatwo można kogoś stracić... Kogoś, kto jest twoją drugą połówką... Bardzo łatwo można zapomnieć o czymś, co jest ważne. Byłam kiedyś na miejscu Santany i patrzyłam jak ktoś, kogo kocham odchodzi... Ten rozdział jest mi bardzo bliski, dlatego trzymam kciuki za dalsze losy … proszę nie przestawaj pisać bo jeśli ty przestaniesz pisać - ja przestanę oddychać

    OdpowiedzUsuń