sobota, 12 września 2015

Chapter 11

WRÓCIŁEM :D


If I could find a way to see this straight
I'd run away
To some fortune that I
I should have found by now
And so I run to not live things they say could restore me
Restore life the way it should be
I'm waiting for this cough syrup to come down

Life's too short to even care at all, oh, oh
I'm losing my mind losing my mind losing control

3 lata później
Od tamtego feralnego dnia minęły 3 lata a ja wciąż mam pretensje do Logana. Nie rozumiem po cholerę mnie ratował. Chciałam być martwa. Moje życie już dawno straciło sens a ja nie potrafię nadać mu nowego kierunku.  Stałam się cieniem kobiety którą kiedyś byłam, żyję wspomnieniami, żyję tym co już było. Raz w tygodniu jestem zmuszona chodzić na jakieś głupkowate sesję z psychologiem inaczej zamkną mnie w psychiatryku. Heh... wszyscy myślą, iż jestem totalną wariatką lecz to nieprawda. Delikatnie przekręciłam głowę w prawą stronę i momentalnie zamknęłam oczy. Na stoliku stało zdjęcie Kendalla z małym James'em.

Ogromny ból przeszył moje wychudzone ciało a z powiek spłynęły łzy. Straciłam go na zawsze. Teraz już nic nie mogę zrobić aby odzyskać jedyną osobę, którą pokochałam całym sercem.  Do rzeczywistości przywróciło mnie głośnie pukanie do drzwi. Niechętnie zwlokłam się z łózka i wolnym krokiem przeszłam do małego korytarza. Nacisnęłam klamkę a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Henderson.
- Czego chcesz ? - wychrypiałam
- Chciałem sprawdzić jak sie czujesz - delikatny uśmiech rozjaśnił jego twarz
- Żyję, a teraz możesz już iść - nie miałam ochoty na dłuższą pogawędkę lecz chłopak zdecydowanym ruchem wtargnął do środka.
- Santi błagam cię musisz wrócić do życia - odparł łapiąc moje ramiona - Zapomnij o nim - na dźwięk tych słów zaczęłam kręcić głową  - Nie chce zapomnieć.... nie mogę.... - okładałam pięściami tors Logana - kocham go... rozumiesz ?! KOCHAM - wykrzyczałam mając w dupie to, że stoi przede mną mężczyzna, któy jest gotów oddać za mnie własne życie. Nagle poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi. Założyłam dłonie na karku bruneta dając się zanieść spowrotem do sypialni.   Chłopak odgarnął moje włosy oraz mocno przytulił do siebie.
- Pamiętaj, że ja zawsze będę przy Tobie - wyszeptał a jego oddech drażnił moją skórę
- Dlaczego ? - zapytałam mocniej się w niego wtulając - zasługujesz na kogoś lepszego.
- Nie mów tak - odparł łagodnym tonem wplatając palce w moje włosy - jesteś wspaniała i dobrze o tym wiesz.
***

Obudziłam się gdy księżyc już dawno wisiał nad Nowym Jorkiem. Ogromny ból przeszył moją głowę. Musiałam się przewietrzyć. Logan smacznie spał obok więc najciszej jak potrafiłam wygrzebałam się z ciepłej pościeli i opuściłam sypialnię. Zabrałam telefon i szybkim ruchem narzuciłam na siebie płaszcz. Z kieszeni wyciągnęłam paczkę fajek, drżącymi dłońmi odpaliłam papierosa a dym wypełnił moje płuca pozwalając się zrelaksować. Henderson ma rację. Nie mam innego wyjścia chcąc nie chcąc muszę o NIM zapomnieć. Wraz z Dorothy tworzą wspaniałą rodzinę a ja nie jestem aż taką suką aby to wszystko rozpierdolić. Zajęłam miejsce na jednej z ławek obserwując parę młodych kochanków. Ukłucie bólu pojawiło się w moim sercu na myśl, iż ja całą swoją młodość zmarnowałam na idiotyczny układ, który z góry skazany był na porażkę. Powinnam korzystać z życia, umawiać się ale nie zamiast tego wolałam pieprzyć się każdej nocy z najlepszym przyjacielem. Nagle czuję jak ktoś delikatnie oplata mnie w tali. Nie muszę podnosić wzroku aby wiedzieć kto to. Poznałabym ten zapach nawet na końcu świata.
- Znalazłeś mnie - wyszeptałam a jego usta momentalnie przywarły do moich. Złapałam włosy chłopaka mocniej wpijając się w jego wargi. Odsunęliśmy się od siebie dopiero po chwili próbując złapać oddech. - Logan - opuszkami palców przejechałam po policzku bruneta - przepraszam cię 
- Za co ? - spytał wyraźnie zaskoczony
- Za wszystko. A przede wszystkim za to, że pozwoliłam ci się we mnie zakochać - spuściłam głowę lecz chłopak delikatnie uniósł mój podbródek. 
- Nigdy mnie za to nie przepraszaj. Jestem szczęśliwy kochając ciebie nawet jeśli wiem, że ty nie odwzajemniasz tego uczucia.
- Chciałabym spróbować - wyjąkałam zaciskając pięści na jego torsie - chciałabym zakochać się w Tobie - dodałam po chwili patrząc wprost w jego czekoladowe źrenice. Henderson złączył nasze dłonie składając czułe pocałunki na mojej szyi. Wysoko nad nami pojawiła się spadająca gwiazda a ja miałam tylko jedno marzenie....



wtorek, 25 listopada 2014

Informacja

Oto link do nowego opowiadania :) Historię o Jamesie będzie pisana po zakończeniu tego bloga także spokojnie. Pamiętam o nim :D
Big Time Rushowe Igrzyska Śmierci :) Miłej lektury :)


http://whatever-happens-we-remain.blogspot.com/

czwartek, 20 listopada 2014

Chapter 10

Kontynuacja rozdziału 4 :) Miłego czytania :D Ja leżę chory więc ten rozdział nie jest jakiś mega super no ale mimo wszystko liczę, że się wam spodoba :)

- Santana! - Czyiś krzyk rozległ się po mieszkaniu latynoski. Młody mężczyzna gorączkowo rozglądał się w poszukiwaniu dziewczyny. Niestety na próżno.
- Przecież do cholery wchodziła do budynku, nie mogła się ot tak rozpłynąć - przeklnął po czym z całej siły uderzył pięścią w ścianę zostawiając niewielki ślad. Ocierając lśniące kropelki potu z czoła usiadł przy niewielkim stoliku. Był zmęczony i tak naprawdę wszystkiego co potrzebował to sen. Przez ostatnie kilkanaście  godzin starał się aby dzisiejszy dzień wypadł idealnie. Chyba mu się udało.  Powoli otworzył zmęczone powieki. Przed nim leżała stara fotografia. Delikatnie uniósł ją w górę, dokładnie przyglądając się każdemu szczegółowi. Po chwili odwrócił zdjęcie na drugą stronę a to co zobaczył sprawiło, że jego serce zamarło. Niemalże natychmiastowo zerwał się z krzesła.
- Kurwa - syknął gdy drzwi od łazienki ani drgnęły pod wpływem jego nacisku. Chłopak wziął krótki rozbieg i z całej siły uderzył je swoim ramieniem. Usłyszał głośny trzask a następnie runął z impetem na ziemię.  Intensywnie metaliczny zapach przedostał się do jego płuc. Białe kafelki pokrywała lepka czerwień.  Zaczepił zakrwawione palce o krawędzie umywalki powoli powracając do pozycji pionowej.  Ostrożnie wynurzył bezwładne ciało dziewczyny z brudnej wody a słone łzy spływały po jego policzkach. Szybkim krokiem przeniósł brunetkę do sypialni i ułożył na świeżej pościeli.  Dwoma palcami dotknął jej szyi.
- Dzięki Bogu - wyszeptał przerażony. Wiedział, że teraz każda sekunda była na wagę życia ukochanej.  Drżącymi rękoma wyciągnął komórkę, musi wezwać karetkę inaczej straci ją na zawsze.
Chłopak otulił latynoskę swoimi ramionami, rozpaczliwie obsypując jej twarz pocałunkami.
- Będzie dobrze - szeptał raz za razem. Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Powoli zaczynał tracić wiarę w to, że pogotowie zdąży na czas.
- Kocham cię - krzyknął gdy ratownicy odciągali go od nieprzytomnej dziewczyny.  Tak bardzo pragnął być teraz przy niej, trzymać za rękę lecz starszy mężczyzna zapakował wraz z innymi brunetkę do karetki i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Ona musi żyć! - wrzasnął ile sił w płucach w stronę odjeżdżającego samochodu. Zacisnął dłonie w pięści powstrzymując gniew wzbierający na sile. Teraz liczyła się tylko Santana, to ona była najważniejsza.
- Stary co się tutaj dzieje i dlaczego ty do cholery klęczysz na samym środku ruchliwej ulicy ? - Krzyknął chłopak wysiadający z taksówki - Dzwonię i dzwonię więc mógłbyś łaskawie odebrać a nie błaznować tutaj w środku nocy - blondyn szarpnął ramię przyjaciela. Henderson powoli uniósł się z asfaltu przegryzając wargę.
- To wszystko Twoja wina! - warknął uderzając Kendalla w twarz. Czerwona ciecz buchnęła z jego nosa i zalała białą koszulę. Chłopak cudem utrzymał się na nogach.
- Co ty kurwa wyprawiasz ?!
- Jeśli Ona umrze to cie gnoju zabije!  Rozumiesz ?! Zabije! - Brunet w przypływie szału zaczął okładać przyjaciela pięściami. Schmidt się nawet nie bronił. Najprawdopodobniej zrozumiał.
- Logan gdzie ona jest ? - spytał łapiąc bruneta za ramiona
- Nic ci do tego - syknął odpychając dłonie Kendalla. Nie miał ochoty na dłuższą rozmowę. Brzydził się człowiekiem, który był kiedyś jego najlepszym przyjacielem.
Po drugiej stronie ulicy ujrzał zbliżającą się taksówkę, bez wahania stanął na jej drodze. Z rozmachem otworzył drzwiczki i zajął miejsce obok starego kierowcy.
- Do najbliższego szpitala - krzyknął Henderson ignorując jego zdezorientowany wyraz twarzy. W środku unosił się duszący zapach papierosów. Chłopakowi zrobiło się niedobrze ale musiał wytrzymać. Zacisnął usta starając skupić się jedynie na Santanie.
- To tutaj - mężczyzna w końcu zatrzymał powoli rozpadający się samochód. Logan wyciągnął z kieszeni kilka pogniecionych banknotów zostawiając je na fotelu.
- Niech to szlag - przeklnął widząc ogromną kolejkę do recepcji. Nie miał tyle czasu, nie mógł aż tyle czekać.
- Przepraszam... bardzo przepraszam - przepchnął się łokciami na sam początek
- Ślepy Pan jest - starsza kobieta chwyciła go za rękaw - obowiązuje kolejka
- Tak wiem - syknął  - Santana Lopez - zwrócił się do recepcjonistki całkowicie ignorując oburzoną blondynkę - Czy ona żyję ? - oczy po raz kolejny zaszkliły mu się od płaczu
- Właśnie ją operują - odparła dziewczyna i wskazała drogę do poczekalni. Logan ledwo żywy oparł plecy o ścianę. W duchu modlił się aby jeszcze kiedyś usłyszeć wesoły głos dziewczyny. Na niczym mu tak nie zależało jak na niej. Nie mógł uwierzyć, że Kendall całkowicie ją olał i wybrał życie u boku Dorothy.
- Pan z rodziny Panny Lopez ? - na korytarzu pojawił się lekarz
- Tak. Jestem jej narzeczonym - skłamał
- Operacja przebiega bez komplikacji - uśmiechnął się - nie ma powodu do obaw - Brunet zsunął się na ziemię po raz pierwszy tej nocy oddychając z ulgą.
- Kocham cię - wyszeptał uśmiechając się sam do siebie...

poniedziałek, 3 listopada 2014

Chapter 9

Minęły dwa tygodnie odkąd zostałam dziewczyną Logana a on nawet nie raczy powiedzieć Schmidtowi o naszym związku. Źle się z tym czułam. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia choć wiedziałam, że nie powinny. Kendall mnie okłamał. W tym samym czasie sypiał ze mną jak i z tą dziewczyną. Gdyby nie Logan z pewnością nigdy bym się o tym nie dowiedziała. Zresztą mam już to gdzieś. Teraz liczyła się praca no i brunet... mój brunet.  Byłam szczęśliwa. Reszta nie istniała. Moje życie obróciło się w przepiękną bajkę. Stałam się gwiazdą, mam kochającego chłopaka no i wszystko układa się po mojej myśli.
Weszłam do mieszkania rzucając z impetem torbą o ścianę. Byłam zmęczona i jedyne czego potrzebowałam to sen. Hendersona nie było, iz musiał wrócić do Londynu. Nie było mi to na rękę no ale mówi się trudno. Wzięłam odświeżający prysznic a następnie wraz z kubkiem gorącego kakao usiadłam przed laptopem.  Sprawdzałam właśnie pocztę gdy na ekranie pojawiło się połączenie od Kendalla.  Nacisnęłam zieloną słuchawkę a przede mną ukazała się twarz blondyna.
- Cześć Santi - uśmiechnął się - boże jak ja za tobą tęsknię - nie wiedziałam jak mam na te słowa  zareagować gdyż z jeden strony brakowało mi go ale tylko jako przyjaciela a z drugiej nie chciałam go znać.
- No cześć - szepnęłam - jak się trzymasz ? - spytałam biorąc niewielkiego łyka napoju
- Żenię się - moje oczy powiększyły się do rozmiaru pięcio złotówek.
- Gra.. Moje Gratulacje - wydusiłam z siebie Spodziewałam się wszystkiego ale takiego obrotu spraw nigdy bym nie przewidziała. Pożegnałam się z nim zresztą i tak nie wiedziałam co powiedzieć. Zimny prysznic przywrócił mi trzeźwość umysłu. Wyszłam z kabiny, owinęłam ciało białym ręcznikiem po czym skuliłam się na fotelu.
 To co przed kilkunastoma minutami usłyszałam od blondyna całkowicie zwaliło mnie z nóg a wszystkie uczucia, które do niego żywiłam wróciły. Przez własną głupotę straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Gdybym tylko wtedy nie wyjechała.... gdybym tylko wyznała Schmidtowi miłość  to być może teraz to ja wybierałabym suknię ślubną. Wiem, że mam Logana i choć brunet stara się jak  może to nigdy nie dorówna Kendallowi. Kocham ich obu - to oczywiste ale blondyn był, jest i będzie moją jedyną prawdziwą miłością.
- Santana jesteś ? Henderson wpadł do mieszkania cały zdyszany.
- Co ty tu robisz? - pytam zdziwiona. - Miałeś zostać w Londynie na miesiąc
- Tak wiem ale nie ważne - machnął dłonią - Kendall... Kendall bierze ślub!
- Tak wiem - jęknęłam przyciągając kolana pod brodę
- Kochanie co jest - spytał podchodząc bliżej
- Nic - wychrypiałam a z moich oczu popłynęły łzy
- Wciąż go kochasz, prawda ? - delikatnie ujął moją dłoń
- Tak - westchnęłam z ciężkim sercem - Kocham go najmocniej na świecie - po tym wyznaniu obawiałam się reakcji bruneta lecz ten jedynie mocno mnie do siebie przytulił.
- Nie jestem głupi - szepnął całując moje czoło - zdaję sobie sprawę, że nigdy nie pokochasz mnie choć w połowie tak jak tego kretyna - jego oczy napotkały moje - Ale wiedz, że będę na ciebie czekał. Zawsze - nie był zły. Po prostu zakochał się w niewłaściwej dziewczynie. Moje serce należy do Schmidta a na to nie mogę nic poradzić. No bo czy ktoś zna lekarstwo na odkochanie się ? Nie ma takiego. Wyrwałam się z ramion Logana. Nie mogę go dłużej ranić. On na to nie zasługuję.

piątek, 10 października 2014

Chapter 8



Stałam po środku niewielkiej kuchni próbując pozbierać myśli. Jak  mogłam przespać się z Loganem ? Przecież to niedorzeczne i chore. Henderson był przyjacielem Kendalla. Złamał kodeks. Teraz przeze mnie znienawidzą się na zawsze. Słońce za oknem powoli budziło Nowy Jork do życia a ja ścisnęłam mocniej filiżankę. Musiałam to przerwać, musiałam wybłagać bruneta aby nie pisnął słówka Kendallowi. Byli najlepszymi przyjaciółmi na świecie a ja nie mogłam ich rozdzielić.  Głuchą ciszę przerwał dzwonek telefonu. To Schmidt. Wiedziałam, że w końcu muszę z nim porozmawiać. Niechętnie sięgnęłam po słuchawkę a ton jego głosu sprawił, że moje kolana zrobiły się z waty.
- Santana ? No w końcu odbierasz! Wiesz jak się martwiłem - krzyczał zdenerwowany
- Kend... - jęknęłam powstrzymując łzy - wszystko w porządku ja... ja po prostu nie mam czasu - odparłam choć bałam się, iż blondyn wyczuje, że coś jest nie tak
- Dziewczyno jak to nie masz czasu ? Dla mnie nie masz czasu ?
- Tak Dla ciebie bo wyobraź sobie, że codziennie zapierdalam od rana do wieczora - syknęłam
- Aż tak ciężko ? - zapytał już nieco łagodniej
- Cholernie. A teraz wybacz idę pod prysznic a następnie mam próbę - zakończyłam rozmowę. Krew w moich żyłach zawrzała a wściekłość sięgnęła zenitu. Rzuciłam z całej siły telefonem o ścianę kuchni. Sprzęt rozleciał się na małe kawałki. Nie obchodziło mnie czy hałas obudził Logana, chciałam normalnego życia.
Weszłam do łazienki i zrzuciłam fioletowy szlafrok na zimne kafelki. Przyjemny chłód przeszył moje ciało. Szybkim ruchem dłoni odsunęłam drzwiczki kabiny wsuwając się do środka. Strumień gorącej wody uderzył w sam środek mojej głowy. Przymknęłam powieki rozkoszując się odrobiną relaksu.  Czyjeś ręce oplotły mnie w pasie przyciągając do siebie. Wiedziałam, że to Logan ale nie miałam siły z nim walczyć po prostu po raz kolejny poddałam się jego dotykowi. Usta bruneta wpiły się w moją szyję zostawiając na niej małą malinkę. Jedna cześć mnie chciała go odepchnąć lecz ta druga pragnęła go zatrzymać. Nie rozumiałam co się ze mną działo przecież to oczywiste, że kochałam Kendalla i to do blondyna należało moje serce więc dlaczego do cholery czułam ogromne pożądanie względem Hendersona. Każda inna dziewczyna na moim miejscu zapewne również straciła by dla nich głowę. Cichy jęk wydobył się z mojego gardła gdy brunet wsunął palce w moją wilgotną myszkę. Oplotłam jego kark wsuwając język w jego usta. Nasze języki rozpoczęły taniec namiętności. Czułam się wspaniale, odwróciłam się przodem do kochanka a on przyparł mnie do ściany i wypełnił mnie całą. Wbiłam paznokcie w jego plecy zostawiając czerwone ślady. Chłopak zbliżył wargi do mojego ucha a moje serce przyśpieszyło.
- Kocham cię - wyszeptał
- Ja ciebie też - nie kontrolowałam swoich słów one po prostu wypłynęły ze mnie a co najgorsze zdałam sobie sprawę, iż są prawdziwe. Mój krzyk wypełnił łazienkę a fala gorąca zalała moje ciało. Potarłam nosem o jego szeroko się uśmiechając. Skradłam chłopakowi całusa i wyszłam do sypialni. Byłam już spóźniona na poranną próbę ale było warto.
- Logan - krzyknęłam - Przyjdziesz dzisiaj wieczorem ?
- Na twój musical ? - spytał
- Tak - przytaknęłam wsuwając na siebie ulubioną bluzkę
- Za nic w świecie bym tego nie przegapił - roześmiana twarz bruneta pojawiła się w drzwiach. Musnęłam jego usta po czym wybiegłam z mieszkania. Zerknęłam na zegarek głośno przeklinając. Byłam już mocno spóźniona, reżyser z pewnością udusi mnie gołymi rękoma. Nienawidzi spóźnień. Przyśpieszyłam kroku modląc się w duchu aby miał dobry humor. Skręciłam w wąską alejkę przepychając się przez tłum ludzi zapewne zmierzających do pracy.
Po dwudziestu minutach wpadłam zdyszana do teatru. Próba już się zaczęła a po minie Mike'a wiedziałam, że nie unikne kary no i miałam rację. Przez cały dzień się nade mną znęcał nie dając mi ani chwili wytchnienia. Wiecznie mu coś nie pasowało a to nie ta tonacja a to, że pomyliam kroki. Miałam dość. Byłam wyczerpana a wieczorem musiałam dać z siebie wszystko bo inaczej mogłam stracić pracę. Marzyłam aby pewnego dnia przywalić mu  w tą krzywą facjatę.

                                                                                                   ***
Równo o godzine znalazłem się przed budynkiem teatru. Poprawiłem krawat oraz upewniłem się czy zamówiony bukiet kwiatów zostanie dostarczony o ustalonej godzinie. Wręczyłem swój bilet mężczyźnie stojęcemu przy wejściu a następnie zająłem swoje miejsce wśród publiczności. Światła pogasły a czerwona kurtyna posza w górę. Gdy na scenie pojawiła się Santana moje serce oszalało. Była idealna pod każdym względem. Pragnąłem jedynie złapać ją w swoje ramiona oraz złączyć jej usta z moimi. Boże zakochałem się w ukochanej najlepszego przyjaciela. Ktoś mógłby powiedzieć ''Henderson skurwiel z ciebie'' ale tak szczerze miałem to głęboko w dupie. Ta dziewczyna zawładnęła moimi myślami, sercem oraz duszą. Wreszcie musical dobiegł końca. Przez salę przelała się burza gromkich oklasków.
- Ona zasługuje na sławę jak i na wszystko co najlepsze. - Prawdziwa gwiazda - dało się słyszeć szepty innych. Mieli rację. Czym prędzej wydostałem się na zewnątrz. Kurier z kwaitami już na mnie czekał. Zapłaciłem mu nie mogąc doczekać się mojego anioła. Wreszczie latynoska wyłoniła się z budynku. Fani momentalnie ją otoczyli błagając o autografy, Byłem z niej cholernie dumny. Choć się wybiła to wciąż pozostaje tą samą skromną dziewczyną. Usiadłem na masce taksówki obserwując Santanę. Byłą szczęśliwa więc i ja byłem szczęśliwy. W końcu ludzie się rozeszli a brunetka podbiegła do mnie mocno się wtulając. Jej zapach wypełnił moje płuca dostarczając powietrze, którego od rana mi brakowało.
- Byłaś świetna - skomentowałem z uśmiechem na co latynoska jedynie machnęła ręką
- Jestem zmęczona - szepnęła
- Więc wracamy do domu - odparłem wręczając dziewczynie bukiet czerwonych róż. Otworzyłem drzwi samochodu i razem wróciliśmy do mieszkania.

                                                                                                ***
Przepelniało mnie nic za wyjątkiem wielkiego szczęścia. Dzisiejszy spektakl okazał się hitem a ja dzieliłam ten sukces z kimś wyjątkowym. Otworzyłam drzwi do mieszkania i zapaliłam światło. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Płatki róż były rozsypane po całej podłodze a dookoła paliły się świece.
- Logan ... - nie mogłam wykrztusić słowa. Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu gdzie czekała na nas wystawna kolacja. Byłam pod wrażeniem tego co przygotował. Kendall nigdy się na coś takiego nie zdobył. Niczym dżentelmen odsunął przede mną krzesło pomagając mi usiąść.
- Santana - szepnął klękając przy mnie. Serce podskoczyło mi do gardła - Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i została moją dziewczyną - spojrzałam w te jego cudne brązowe tęczówki. Łzy napłynęły do moich oczu. To była najcudowniejsza rzecz jaką ktoś kiedykolwiek dla mnie zrobił.
- Tak - odparłam cicho łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku

poniedziałek, 6 października 2014

Ania Przybylska :(

Filmik ku pamięci Ani Przybylskiej :( Niech spoczywa w pokoju:(

sobota, 27 września 2014

INFORMACJA

Zainteresowanych zapraszam również na mojego drugiego bloga. Historia będzie dotyczyła Jamesa Maslowa :)
http://james-idina.blogspot.com/