Oto link do nowego opowiadania :) Historię o Jamesie będzie pisana po zakończeniu tego bloga także spokojnie. Pamiętam o nim :D
Big Time Rushowe Igrzyska Śmierci :) Miłej lektury :)
http://whatever-happens-we-remain.blogspot.com/
wtorek, 25 listopada 2014
czwartek, 20 listopada 2014
Chapter 10
Kontynuacja rozdziału 4 :) Miłego czytania :D Ja leżę chory więc ten rozdział nie jest jakiś mega super no ale mimo wszystko liczę, że się wam spodoba :)
- Santana! - Czyiś krzyk rozległ się po mieszkaniu latynoski. Młody mężczyzna gorączkowo rozglądał się w poszukiwaniu dziewczyny. Niestety na próżno.
- Przecież do cholery wchodziła do budynku, nie mogła się ot tak rozpłynąć - przeklnął po czym z całej siły uderzył pięścią w ścianę zostawiając niewielki ślad. Ocierając lśniące kropelki potu z czoła usiadł przy niewielkim stoliku. Był zmęczony i tak naprawdę wszystkiego co potrzebował to sen. Przez ostatnie kilkanaście godzin starał się aby dzisiejszy dzień wypadł idealnie. Chyba mu się udało. Powoli otworzył zmęczone powieki. Przed nim leżała stara fotografia. Delikatnie uniósł ją w górę, dokładnie przyglądając się każdemu szczegółowi. Po chwili odwrócił zdjęcie na drugą stronę a to co zobaczył sprawiło, że jego serce zamarło. Niemalże natychmiastowo zerwał się z krzesła.
- Kurwa - syknął gdy drzwi od łazienki ani drgnęły pod wpływem jego nacisku. Chłopak wziął krótki rozbieg i z całej siły uderzył je swoim ramieniem. Usłyszał głośny trzask a następnie runął z impetem na ziemię. Intensywnie metaliczny zapach przedostał się do jego płuc. Białe kafelki pokrywała lepka czerwień. Zaczepił zakrwawione palce o krawędzie umywalki powoli powracając do pozycji pionowej. Ostrożnie wynurzył bezwładne ciało dziewczyny z brudnej wody a słone łzy spływały po jego policzkach. Szybkim krokiem przeniósł brunetkę do sypialni i ułożył na świeżej pościeli. Dwoma palcami dotknął jej szyi.
- Dzięki Bogu - wyszeptał przerażony. Wiedział, że teraz każda sekunda była na wagę życia ukochanej. Drżącymi rękoma wyciągnął komórkę, musi wezwać karetkę inaczej straci ją na zawsze.
Chłopak otulił latynoskę swoimi ramionami, rozpaczliwie obsypując jej twarz pocałunkami.
- Będzie dobrze - szeptał raz za razem. Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Powoli zaczynał tracić wiarę w to, że pogotowie zdąży na czas.
- Kocham cię - krzyknął gdy ratownicy odciągali go od nieprzytomnej dziewczyny. Tak bardzo pragnął być teraz przy niej, trzymać za rękę lecz starszy mężczyzna zapakował wraz z innymi brunetkę do karetki i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Ona musi żyć! - wrzasnął ile sił w płucach w stronę odjeżdżającego samochodu. Zacisnął dłonie w pięści powstrzymując gniew wzbierający na sile. Teraz liczyła się tylko Santana, to ona była najważniejsza.
- Stary co się tutaj dzieje i dlaczego ty do cholery klęczysz na samym środku ruchliwej ulicy ? - Krzyknął chłopak wysiadający z taksówki - Dzwonię i dzwonię więc mógłbyś łaskawie odebrać a nie błaznować tutaj w środku nocy - blondyn szarpnął ramię przyjaciela. Henderson powoli uniósł się z asfaltu przegryzając wargę.
- To wszystko Twoja wina! - warknął uderzając Kendalla w twarz. Czerwona ciecz buchnęła z jego nosa i zalała białą koszulę. Chłopak cudem utrzymał się na nogach.
- Co ty kurwa wyprawiasz ?!
- Jeśli Ona umrze to cie gnoju zabije! Rozumiesz ?! Zabije! - Brunet w przypływie szału zaczął okładać przyjaciela pięściami. Schmidt się nawet nie bronił. Najprawdopodobniej zrozumiał.
- Logan gdzie ona jest ? - spytał łapiąc bruneta za ramiona
- Nic ci do tego - syknął odpychając dłonie Kendalla. Nie miał ochoty na dłuższą rozmowę. Brzydził się człowiekiem, który był kiedyś jego najlepszym przyjacielem.
Po drugiej stronie ulicy ujrzał zbliżającą się taksówkę, bez wahania stanął na jej drodze. Z rozmachem otworzył drzwiczki i zajął miejsce obok starego kierowcy.
- Do najbliższego szpitala - krzyknął Henderson ignorując jego zdezorientowany wyraz twarzy. W środku unosił się duszący zapach papierosów. Chłopakowi zrobiło się niedobrze ale musiał wytrzymać. Zacisnął usta starając skupić się jedynie na Santanie.
- To tutaj - mężczyzna w końcu zatrzymał powoli rozpadający się samochód. Logan wyciągnął z kieszeni kilka pogniecionych banknotów zostawiając je na fotelu.
- Niech to szlag - przeklnął widząc ogromną kolejkę do recepcji. Nie miał tyle czasu, nie mógł aż tyle czekać.
- Przepraszam... bardzo przepraszam - przepchnął się łokciami na sam początek
- Ślepy Pan jest - starsza kobieta chwyciła go za rękaw - obowiązuje kolejka
- Tak wiem - syknął - Santana Lopez - zwrócił się do recepcjonistki całkowicie ignorując oburzoną blondynkę - Czy ona żyję ? - oczy po raz kolejny zaszkliły mu się od płaczu
- Właśnie ją operują - odparła dziewczyna i wskazała drogę do poczekalni. Logan ledwo żywy oparł plecy o ścianę. W duchu modlił się aby jeszcze kiedyś usłyszeć wesoły głos dziewczyny. Na niczym mu tak nie zależało jak na niej. Nie mógł uwierzyć, że Kendall całkowicie ją olał i wybrał życie u boku Dorothy.
- Pan z rodziny Panny Lopez ? - na korytarzu pojawił się lekarz
- Tak. Jestem jej narzeczonym - skłamał
- Operacja przebiega bez komplikacji - uśmiechnął się - nie ma powodu do obaw - Brunet zsunął się na ziemię po raz pierwszy tej nocy oddychając z ulgą.
- Kocham cię - wyszeptał uśmiechając się sam do siebie...
- Santana! - Czyiś krzyk rozległ się po mieszkaniu latynoski. Młody mężczyzna gorączkowo rozglądał się w poszukiwaniu dziewczyny. Niestety na próżno.
- Przecież do cholery wchodziła do budynku, nie mogła się ot tak rozpłynąć - przeklnął po czym z całej siły uderzył pięścią w ścianę zostawiając niewielki ślad. Ocierając lśniące kropelki potu z czoła usiadł przy niewielkim stoliku. Był zmęczony i tak naprawdę wszystkiego co potrzebował to sen. Przez ostatnie kilkanaście godzin starał się aby dzisiejszy dzień wypadł idealnie. Chyba mu się udało. Powoli otworzył zmęczone powieki. Przed nim leżała stara fotografia. Delikatnie uniósł ją w górę, dokładnie przyglądając się każdemu szczegółowi. Po chwili odwrócił zdjęcie na drugą stronę a to co zobaczył sprawiło, że jego serce zamarło. Niemalże natychmiastowo zerwał się z krzesła.
- Kurwa - syknął gdy drzwi od łazienki ani drgnęły pod wpływem jego nacisku. Chłopak wziął krótki rozbieg i z całej siły uderzył je swoim ramieniem. Usłyszał głośny trzask a następnie runął z impetem na ziemię. Intensywnie metaliczny zapach przedostał się do jego płuc. Białe kafelki pokrywała lepka czerwień. Zaczepił zakrwawione palce o krawędzie umywalki powoli powracając do pozycji pionowej. Ostrożnie wynurzył bezwładne ciało dziewczyny z brudnej wody a słone łzy spływały po jego policzkach. Szybkim krokiem przeniósł brunetkę do sypialni i ułożył na świeżej pościeli. Dwoma palcami dotknął jej szyi.
- Dzięki Bogu - wyszeptał przerażony. Wiedział, że teraz każda sekunda była na wagę życia ukochanej. Drżącymi rękoma wyciągnął komórkę, musi wezwać karetkę inaczej straci ją na zawsze.
Chłopak otulił latynoskę swoimi ramionami, rozpaczliwie obsypując jej twarz pocałunkami.
- Będzie dobrze - szeptał raz za razem. Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Powoli zaczynał tracić wiarę w to, że pogotowie zdąży na czas.
- Kocham cię - krzyknął gdy ratownicy odciągali go od nieprzytomnej dziewczyny. Tak bardzo pragnął być teraz przy niej, trzymać za rękę lecz starszy mężczyzna zapakował wraz z innymi brunetkę do karetki i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Ona musi żyć! - wrzasnął ile sił w płucach w stronę odjeżdżającego samochodu. Zacisnął dłonie w pięści powstrzymując gniew wzbierający na sile. Teraz liczyła się tylko Santana, to ona była najważniejsza.
- Stary co się tutaj dzieje i dlaczego ty do cholery klęczysz na samym środku ruchliwej ulicy ? - Krzyknął chłopak wysiadający z taksówki - Dzwonię i dzwonię więc mógłbyś łaskawie odebrać a nie błaznować tutaj w środku nocy - blondyn szarpnął ramię przyjaciela. Henderson powoli uniósł się z asfaltu przegryzając wargę.
- To wszystko Twoja wina! - warknął uderzając Kendalla w twarz. Czerwona ciecz buchnęła z jego nosa i zalała białą koszulę. Chłopak cudem utrzymał się na nogach.
- Co ty kurwa wyprawiasz ?!
- Jeśli Ona umrze to cie gnoju zabije! Rozumiesz ?! Zabije! - Brunet w przypływie szału zaczął okładać przyjaciela pięściami. Schmidt się nawet nie bronił. Najprawdopodobniej zrozumiał.
- Logan gdzie ona jest ? - spytał łapiąc bruneta za ramiona
- Nic ci do tego - syknął odpychając dłonie Kendalla. Nie miał ochoty na dłuższą rozmowę. Brzydził się człowiekiem, który był kiedyś jego najlepszym przyjacielem.
Po drugiej stronie ulicy ujrzał zbliżającą się taksówkę, bez wahania stanął na jej drodze. Z rozmachem otworzył drzwiczki i zajął miejsce obok starego kierowcy.
- Do najbliższego szpitala - krzyknął Henderson ignorując jego zdezorientowany wyraz twarzy. W środku unosił się duszący zapach papierosów. Chłopakowi zrobiło się niedobrze ale musiał wytrzymać. Zacisnął usta starając skupić się jedynie na Santanie.
- To tutaj - mężczyzna w końcu zatrzymał powoli rozpadający się samochód. Logan wyciągnął z kieszeni kilka pogniecionych banknotów zostawiając je na fotelu.
- Niech to szlag - przeklnął widząc ogromną kolejkę do recepcji. Nie miał tyle czasu, nie mógł aż tyle czekać.
- Przepraszam... bardzo przepraszam - przepchnął się łokciami na sam początek
- Ślepy Pan jest - starsza kobieta chwyciła go za rękaw - obowiązuje kolejka
- Tak wiem - syknął - Santana Lopez - zwrócił się do recepcjonistki całkowicie ignorując oburzoną blondynkę - Czy ona żyję ? - oczy po raz kolejny zaszkliły mu się od płaczu
- Właśnie ją operują - odparła dziewczyna i wskazała drogę do poczekalni. Logan ledwo żywy oparł plecy o ścianę. W duchu modlił się aby jeszcze kiedyś usłyszeć wesoły głos dziewczyny. Na niczym mu tak nie zależało jak na niej. Nie mógł uwierzyć, że Kendall całkowicie ją olał i wybrał życie u boku Dorothy.
- Pan z rodziny Panny Lopez ? - na korytarzu pojawił się lekarz
- Tak. Jestem jej narzeczonym - skłamał
- Operacja przebiega bez komplikacji - uśmiechnął się - nie ma powodu do obaw - Brunet zsunął się na ziemię po raz pierwszy tej nocy oddychając z ulgą.
- Kocham cię - wyszeptał uśmiechając się sam do siebie...
poniedziałek, 3 listopada 2014
Chapter 9
Minęły dwa tygodnie odkąd zostałam dziewczyną Logana a on nawet nie raczy powiedzieć Schmidtowi o naszym związku. Źle się z tym czułam. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia choć wiedziałam, że nie powinny. Kendall mnie okłamał. W tym samym czasie sypiał ze mną jak i z tą dziewczyną. Gdyby nie Logan z pewnością nigdy bym się o tym nie dowiedziała. Zresztą mam już to gdzieś. Teraz liczyła się praca no i brunet... mój brunet. Byłam szczęśliwa. Reszta nie istniała. Moje życie obróciło się w przepiękną bajkę. Stałam się gwiazdą, mam kochającego chłopaka no i wszystko układa się po mojej myśli.
Weszłam do mieszkania rzucając z impetem torbą o ścianę. Byłam zmęczona i jedyne czego potrzebowałam to sen. Hendersona nie było, iz musiał wrócić do Londynu. Nie było mi to na rękę no ale mówi się trudno. Wzięłam odświeżający prysznic a następnie wraz z kubkiem gorącego kakao usiadłam przed laptopem. Sprawdzałam właśnie pocztę gdy na ekranie pojawiło się połączenie od Kendalla. Nacisnęłam zieloną słuchawkę a przede mną ukazała się twarz blondyna.
- Cześć Santi - uśmiechnął się - boże jak ja za tobą tęsknię - nie wiedziałam jak mam na te słowa zareagować gdyż z jeden strony brakowało mi go ale tylko jako przyjaciela a z drugiej nie chciałam go znać.
- No cześć - szepnęłam - jak się trzymasz ? - spytałam biorąc niewielkiego łyka napoju
- Żenię się - moje oczy powiększyły się do rozmiaru pięcio złotówek.
- Gra.. Moje Gratulacje - wydusiłam z siebie Spodziewałam się wszystkiego ale takiego obrotu spraw nigdy bym nie przewidziała. Pożegnałam się z nim zresztą i tak nie wiedziałam co powiedzieć. Zimny prysznic przywrócił mi trzeźwość umysłu. Wyszłam z kabiny, owinęłam ciało białym ręcznikiem po czym skuliłam się na fotelu.
To co przed kilkunastoma minutami usłyszałam od blondyna całkowicie zwaliło mnie z nóg a wszystkie uczucia, które do niego żywiłam wróciły. Przez własną głupotę straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Gdybym tylko wtedy nie wyjechała.... gdybym tylko wyznała Schmidtowi miłość to być może teraz to ja wybierałabym suknię ślubną. Wiem, że mam Logana i choć brunet stara się jak może to nigdy nie dorówna Kendallowi. Kocham ich obu - to oczywiste ale blondyn był, jest i będzie moją jedyną prawdziwą miłością.
- Santana jesteś ? Henderson wpadł do mieszkania cały zdyszany.
- Co ty tu robisz? - pytam zdziwiona. - Miałeś zostać w Londynie na miesiąc
- Tak wiem ale nie ważne - machnął dłonią - Kendall... Kendall bierze ślub!
- Tak wiem - jęknęłam przyciągając kolana pod brodę
- Kochanie co jest - spytał podchodząc bliżej
- Nic - wychrypiałam a z moich oczu popłynęły łzy
- Wciąż go kochasz, prawda ? - delikatnie ujął moją dłoń
- Tak - westchnęłam z ciężkim sercem - Kocham go najmocniej na świecie - po tym wyznaniu obawiałam się reakcji bruneta lecz ten jedynie mocno mnie do siebie przytulił.
- Nie jestem głupi - szepnął całując moje czoło - zdaję sobie sprawę, że nigdy nie pokochasz mnie choć w połowie tak jak tego kretyna - jego oczy napotkały moje - Ale wiedz, że będę na ciebie czekał. Zawsze - nie był zły. Po prostu zakochał się w niewłaściwej dziewczynie. Moje serce należy do Schmidta a na to nie mogę nic poradzić. No bo czy ktoś zna lekarstwo na odkochanie się ? Nie ma takiego. Wyrwałam się z ramion Logana. Nie mogę go dłużej ranić. On na to nie zasługuję.
Weszłam do mieszkania rzucając z impetem torbą o ścianę. Byłam zmęczona i jedyne czego potrzebowałam to sen. Hendersona nie było, iz musiał wrócić do Londynu. Nie było mi to na rękę no ale mówi się trudno. Wzięłam odświeżający prysznic a następnie wraz z kubkiem gorącego kakao usiadłam przed laptopem. Sprawdzałam właśnie pocztę gdy na ekranie pojawiło się połączenie od Kendalla. Nacisnęłam zieloną słuchawkę a przede mną ukazała się twarz blondyna.
- Cześć Santi - uśmiechnął się - boże jak ja za tobą tęsknię - nie wiedziałam jak mam na te słowa zareagować gdyż z jeden strony brakowało mi go ale tylko jako przyjaciela a z drugiej nie chciałam go znać.
- No cześć - szepnęłam - jak się trzymasz ? - spytałam biorąc niewielkiego łyka napoju
- Żenię się - moje oczy powiększyły się do rozmiaru pięcio złotówek.
- Gra.. Moje Gratulacje - wydusiłam z siebie Spodziewałam się wszystkiego ale takiego obrotu spraw nigdy bym nie przewidziała. Pożegnałam się z nim zresztą i tak nie wiedziałam co powiedzieć. Zimny prysznic przywrócił mi trzeźwość umysłu. Wyszłam z kabiny, owinęłam ciało białym ręcznikiem po czym skuliłam się na fotelu.
To co przed kilkunastoma minutami usłyszałam od blondyna całkowicie zwaliło mnie z nóg a wszystkie uczucia, które do niego żywiłam wróciły. Przez własną głupotę straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Gdybym tylko wtedy nie wyjechała.... gdybym tylko wyznała Schmidtowi miłość to być może teraz to ja wybierałabym suknię ślubną. Wiem, że mam Logana i choć brunet stara się jak może to nigdy nie dorówna Kendallowi. Kocham ich obu - to oczywiste ale blondyn był, jest i będzie moją jedyną prawdziwą miłością.
- Santana jesteś ? Henderson wpadł do mieszkania cały zdyszany.
- Co ty tu robisz? - pytam zdziwiona. - Miałeś zostać w Londynie na miesiąc
- Tak wiem ale nie ważne - machnął dłonią - Kendall... Kendall bierze ślub!
- Tak wiem - jęknęłam przyciągając kolana pod brodę
- Kochanie co jest - spytał podchodząc bliżej
- Nic - wychrypiałam a z moich oczu popłynęły łzy
- Wciąż go kochasz, prawda ? - delikatnie ujął moją dłoń
- Tak - westchnęłam z ciężkim sercem - Kocham go najmocniej na świecie - po tym wyznaniu obawiałam się reakcji bruneta lecz ten jedynie mocno mnie do siebie przytulił.
- Nie jestem głupi - szepnął całując moje czoło - zdaję sobie sprawę, że nigdy nie pokochasz mnie choć w połowie tak jak tego kretyna - jego oczy napotkały moje - Ale wiedz, że będę na ciebie czekał. Zawsze - nie był zły. Po prostu zakochał się w niewłaściwej dziewczynie. Moje serce należy do Schmidta a na to nie mogę nic poradzić. No bo czy ktoś zna lekarstwo na odkochanie się ? Nie ma takiego. Wyrwałam się z ramion Logana. Nie mogę go dłużej ranić. On na to nie zasługuję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)